Co zrobić, by dziecko mogło być samodzielne?

Nie będzie to tekst o uczeniu małych dzieci czynności samoobsługowych, ani o tym jak nakłonić dzieciaki żeby samodzielnie odrabiały lekcje. Będzie o tym jak nauczyć dzieci decydować o sobie (a raczej o tym, jak zbytnio nie oduczyć ich tego).


Wstęp do samodzielności dziecka

Początek dążenia dziecka do samodzielności oraz potrzeby decydowania o sobie leży tam gdzie nie sięga rodzicielska wyobraźnia.  Geny. Przez jednych niedoceniany, przez innych przeceniany czynnik decydujący o tym jakie dziecko jest. Ja odkrywam ich znaczenia na nowo odkąd moje drugie dziecko zorientowało się, że może (w naprawdę przeróżny sposób) wyrażać swoje zdanie, a więc decydować o tym co się z nią dzieje i w jaki sposób się to odbywa. Ona po prostu jest inna niż jej brat. To naturalne i zrozumiałe, jest innym człowiekiem. Na dodatek inaczej wychowywanym. Dla starszego mieliśmy więcej czasu, więcej wymagaliśmy od niego, mieliśmy wyższe standardy i priorytet na samodzielne radzenie sobie. Młodszej bardziej pobłażamy, brakuje nam czasu, chętniej zrobilibyśmy za nią, pomogli jej przyspieszając wszystko. Efekt jest taki, że Starszy uwielbia wyręczanie i zanim usłyszy, co ma zrobić już pyta - kto mi pomoże? Młodsza natomiast jak mantrę powtarza "siama, siama, siama...!!!!"  Efekt odwrotny od zamierzonego będący pochodną temperamentu, a więc genów.

Nie o tym jednak dzisiaj, bo to jak szybko dziecko samo się ubiera (przy założeniu, że go nadmiernie nie wyręczamy) w dłuższej perspektywie nie ma większego znaczenia.

 Klimat dla samodzielności dziecka

Mi najbardziej zależy na tym, by dzieci całe życie się na mnie nie oglądały. By wiedziały, co jest dla nich dobre i potrafiły decydować. By w efekcie finalnym ufały sobie. Wiedziały co się z nimi dzieje, dlaczego tak jest, co z tym zrobić i na podstawie czego decydować.

Dlatego nie ubieram im swetrów jeśli mi jest zimno, a one dziarsko hasają. Nie każę jeść obiadu jeśli twierdzą, że nie są głodne. Nie każę nosić ubrań które ewidentnie im nie odpowiadają. Nie zmuszam,  by całowały się z każdym kto bardziej lub mniej należy do rodziny. Nie twierdzę, że nie powinny się bać ani wstydzić wtedy kiedy one tak czują. Nie mówię, że nie ma powodu do złości, gdy płaczą, krzyczą i się obrażają (choć w środku niezmiennie mnie nosi).  Bronię prawa do tego, by mogły uczyć się po swojemu, w swoim tempie i eksperymentować. Reaguję, gdy ktoś bez przerwy je poprawia. Staram się nie mówić, że nie rozumieją, nie wiedzą, wydaje im się i nie obśmiewam pierwszych samodzielnych interpretacji rzeczywistości.  Nie upieram się zawsze, że mam rację i wiem lepiej, szczególnie w sytuacji, gdy decydujące jest ich subiektywne odczuwanie.

Podstawą samodzielności nie są dokładnie wykonywane polecenia. Ani umiejętność wciągania spodni na pupę (choć nie jest ona bez znaczenia). Podstawą samodzielności jest wiara w siebie i swoje możliwości. Radość z próbowania popełniania błędów, umiejętność cieszenia się z sukcesów na swoją miarę. Zanim dziecko to pojmie, zrozumie, poczuje... rodzic musi uwierzyć, że nawet małe dziecko czasem wie lepiej i potrafi!


Jeśli nie chcemy by nasze dzieci ciągle się  na nas oglądały pozwólmy im uwierzyć w siebie. W to, że wiedzą czego potrzebują, że potrafią znaleźć sposób, by sobie to zapewnić, że uczenie się nowych rzeczy jest przyjemne, bo przynosi radość i dumę, że błędy można, po prostu, popełniać, a potem naprawiać.

I absolutnie nie bójmy się pomagać. Droga do niezależności, prowadzi przez lata budowania relacji, a do samodzielności przez wsparcie. Nie ma innej.


Aleksandra Świdzikowska



Komentarze