Rodzicielskie mantry ratujące życie.

Ludzie, którzy znają mnie od wielu lat i wiedzą jak wielka potrzeba spokoju, ciszy, porządku i przewidywalności mieszka we mnie,  dziwią się, że jestem 'taką' mamą. Że karmię swoje dzieci, ubieram ciepło, całuję gdy się uderzą, przytulam gdy płaczę oraz wstaję w nocy i to nie po to by wsadzić sobie zatyczki do uszu.

 Dzisiaj uchylę rąbka tajemnicy.  Opowiem o rodzicielskich mantrach ratujących życie:  moje, moich dzieci i męża, wtedy gdy atmosfera robi się naprawdę gorąca.



To nie ich wina!

To zdanie powtarzam sobie zawsze, gdy życie spłata mi przykrego figla, a pod nogi pchają się dzieci. Zawsze, gdy mam ochotę odreagować na nich to co się nie udało, wymknęło się spod kontroli, nie poszło zgodnie z planem, zawiodło oczekiwania. Wtedy kiedy czegoś nie mogę, bo są one lub gdy chorują nie robiąc sobie nic z moich planów. To wszystko i wiele innych trudności i niedogodności (nawet tych związanych z nimi), to po prostu nie ich wina, i nie powinno się im za to obrywać. Nie należy im się  podniesiony głos, nieprzyjemny ton lub gest przenoszący na nie winę za nasze zdenerwowanie. To nie ich wina! - brzmi w mojej głowie czasem już od rana.

To minie!

Ten tekst zapuszczam w głowie, kiedy codzienność staje się nie do zniesienia. Gdy wydaje mi się, że nie wytrzymam kolejnej kłótni o przytulankę, zabawkę, miejsce na kolanach, kolejność głaskania kota, butelkę z dzióbkiem... Gdy w nocy lawiruję między trzema łóżkami, a tak naprawdę mieszczę się tylko w jednym, a ono jest akurat okupowane, przez mniejszego lub większego potwora (swoją drogą, w normalnym świecie tzn. w bajkach, potwory siedzą w nocy pod łóżkiem, a nie pchają się pod kołdrę :/). Powtarzam to sobie gdy większy jęczy o wszystko, a młodsza o to samo walczy. Gdy każdy czegoś potrzebuje i ja też, tylko na moje brak już czasu i siły. To minie i luz (nie żeby całkiem, ale trochę lżej ;)).

Ciesz się chwilą!

To stosuję zamiennie z mantrą "to minie". Wiem przecież, że za tym co mi dzisiaj doskwiera zatęsknię jeszcze kiedyś, gdy to już nie będzie moim udziałem. Że będę z uśmiechem wspominać nieprzespane noce, jak anegdotę traktować, to co mnie teraz tak strasznie denerwuje. Ten tekst przypomina mi, że to jest właśnie najlepszy czas na bycie razem, budowanie relacji, bliskość i przytulanie. Nigdy potem nie będzie to takie łatwe, naturalne i przyjemne. To jest ten czas na cieszenie się  dzieckiem.Trudno w to uwierzyć, ale ono zawsze nie będzie takie małe. Okresowo dokuczliwe będzie pewnie zawsze, irytujące też, ale takie urocze i słodkie przy tym, już nigdy więcej.  To jedyny czas żeby się tym nacieszyć, potem można już tylko wspominać i żałować (teraz zaś można się cieszyć i narzekać - różnica niewielka acz zasadnicza ;)).



Polecam moje mantry. Pewnie macie też swoje. Każda dobra jeśli ratuje życie, spokój wewnętrzny i rodzinny. Uwaga jedna - trzeba przy tym oddychać.
Głęboki oddech, dosłownie i w przenośni, ratuje życie!





Aleksandra Świdzikowska

Komentarze